Dzisiaj będzie post nieco inny niż dotychczas. Będzie bowiem o czymś, co nie jest doskonałe. O tym, że nie wszystko musi być perfekcyjne czy idealne, aby było piękne. Ale o tym za chwilę. Najpierw pokażę Wam kolczyki, które zrobiłam ot tak po prostu, bo mnie naszła ochota. Bo chciałam oderwać się na chwilę od oprawianych przeze mnie ostatnio kamieni. Bo niebo wciąż takie niebieskie. Bo lubię niebieski. Bo lato się kończy. Bo chciałam poprawić sobie nastrój. Bo, tych "bo" można by wymieniać bez końca...
No dobrze. Do sedna. Zainspirowana pracami Neli Kabelovej, postanowiłam zrobić swoją wersję kolczyków. 14 mm rivoli o ciekawym odcieniu niebieskiego obszyłam koralikami Miyuki Delica w prawie identycznym kolorze oraz koralikami Toho cube, które świetnie się sprawdziły w tym wzorze. Dołączyłam też długie łańcuszki, bo po pierwsze stanowią przysłowiową kropkę nad i nadając kolczykom elegancji. Po drugie wysmuklają twarz i wydłużają szyję. No, a po trzecie pięknie wyglądają zarówno przy długich, jak i przy krótkich włosach. Można by rzecz kolczyki wręcz idealne. Zgadzacie się z tym?
Materiały: 14 mm akrylowe rivoli w kolorze jasnoniebieskim, koraliki Miyuki Delica w kolorze luminous dusk blu DB2054, Toho 15/o w kolorze silver lined grey, Toho 11/o w kolorze metallic nebula, Toho cube 1,5 mm w kolorze metallic nebula, 4 mm fire polish w kolorze coated opaque blue, sztyfty oraz łańcuszek w kolorze jasnego srebra. Długość kolczyków wraz ze sztyftami to ok.9 cm. Szerokość ok 2,5. cm.
A teraz będzie o tym, o czym nie można powiedzieć, że jest doskonałe. O akrylowych kryształkach-rivoli. Miałyście z takimi do czynienia? Używałyście ich w swoich pracach? Ja do tej pory używałam wyłącznie szklanych rivoli. Różnych producentów, ale zawsze o dobrej jakości. Tym razem sięgnęłam, po rivoli z akrylu, które kiedyś dostałam w prezencie. Ich ogromną zaletą jest śliczny kolor. Mleczny odcień błękitu. Powierzchnia i facetki również są ładne. Gładkie i bez zarysowań, czego można by się spodziewać po plastyku. Natomiast brzegi kryształków były w fatalnym stanie. Nierówne, poszarpane, ostro zakończone, co widać na zdjęciu poniżej.
Na szczęście to akryl, więc papier ścierny poszedł w ruch. Wyrównałam brzegi, wygładziłam i tak przygotowane kryształki ubrałam w koraliki, dając im nowe życie. Chyba robię się sentymentalna, bo szkoda mi było je po prostu wyrzucić. Dzięki zabiegom upiększającym przeszły małą metamorfozę. Nie widać też wcale, że kryształki nie są szklane. Moim zdaniem warto było włożyć odrobinę wysiłku i troszkę nad nimi popracować. Według mnie kolczyki prezentują się wyjątkowo ładnie.
Jeśli macie w swoich zasobach jakieś niedoskonałe przedmioty, nie spisujcie ich od razu na straty. A nuż, uda się wam wyczarować z nich coś ślicznego ;-)
Życzę Wam więc wielu wspaniałych pomysłów. Nie tylko tych biżuteryjnych.
Dziękuję również za odwiedziny i pozostawione komentarze :-).
Ściskam Was mocno! Miłego dnia! :-)
Ja mam problem z tą perfekcyjnością. Cokolwiek zrobię, to nie potrafię się tym w pełni cieszyć. Zawsze uważam, że mogło by być lepiej. Choć to problem innego rodzaju niż Twój, bo ty niedoskonałość przemieniłaś w ideał :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Anno :) Też mam podobny problem z perfekcyjnością, jak Ty, ale ostatnio stwierdziłam, że muszę nieco odpuścić. Inaczej już nic nie będzie mnie cieszyć ;)
UsuńKasiu stworzyłaś urocze, delikatne i szalenie kobiece kolczyki!!! Gratuluę wykonania.
OdpowiedzUsuńDziękuję Izuś :*
UsuńKasiu, masz absolutną rację pod kazdym względem :-). Po pierwsze kolczyki prezentują się wyjątkowo ładnie, a po drugie nie widać, że kryształki są akrylowe. Też staram się ratować rzeczy niedoskonałe. Sama wiesz, że gdybyś nie napisała to nikt by nawet nie pomyślał, że coś było nie tak :-). Najważniejszy jest efekt końcowy, który jest doskonały!
OdpowiedzUsuńTo prawda Beatko, że gdybym nie napisała, że to akryl z wadami, to nikt by nie wiedział. Ale po co to ukrywać? Poprawiłam niedoskonałości, bo się dało i już ;). Ach, kto jak kto, ale Ty ratowałaś wiele razy rzeczy,które kto inny by wyrzucił, bez żadnych skrupułów. Wzięłam z Ciebie przykład. Uratowałam nie tylko rivoli ;)Buziaki!
UsuńByłam pewna, że to normalny kryształek, a nie plastikowy. Normalnie magia. :D Piękne kolczyki. :D
OdpowiedzUsuńMagia i to taka która działa ;) Dzięki Zuza :)
UsuńPiękne Kasiu, praca włożona w szlifierkę zdecydowanie się opłaciła :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Aguś :) Ostatnio szlifierka, polerka i inne narzędzia, to mój chleb powszedni. Ale o tym może następnym razem ;)
UsuńFantastyczne kolczyki, a do kryształków aż mi się oczy zaświeciły, bo mają obłędny kolor! :) Gdybyś nie napisała, w ogóle bym się nie domyśliła, że to akrylowe rivoli. Przyznam, że takich jeszcze nie spotkałam, ale ze szklanymi (zwłaszcza tymi tańszymi) też różnie bywa i nie raz zdarzyło mi się je ratować (na szczęście, "sreberka" mam pod dostatkiem:)).
OdpowiedzUsuńAniu, mi się oczy ciągle świecą, jak widzę Wasze cudeńka :) Ale dzięki wielkie :). Heh, no właśnie nie wiem dlaczego w tych tańszych kryształkach srebrny spód ściera się praktycznie pod palcami.Widać taka ich uroda. Dobrze, że jest co ratować ;)
UsuńUwielbiam wszelkie niebieskości,szczególnie w biżuterii :))
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam zdjęcie byłam przekonana że kryształek jest szklany,w ogóle nie widać różnicy.
Przypominają kolorem błękitno czarnego motyla Papilio Ulysses :))
Dziękuję Joasiu :) Niebieski to też jeden z moich ulubionych kolorów. Przy okazji też poznałam nowy gatunek motyla. Tyle razy widziałam go na zdjęciach, a nie znałam jego nazwy. Piękny jest :)
UsuńPiękne kolczyki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Agnieszko :))
UsuńDziękuję Basiu :) Mnie się już zdarzyło ratować nawet kamienie. A teraz te kryształki. Mam nadzieję, że nie często będą nas spotykać takie "przygody" ;)
OdpowiedzUsuńPiękne kolczyki, bardzo eleganckie :) Dobrze rozumiem o czym mówisz, ja bardzo cenię kiedy coś jest inne niż wszystko dookoła, a każda wada może być zaletą gwarantującą niepowtarzalność pracy. Pójdę nieco dalej w swoim wywodzie i powiem, że moje pierwsze, naprawdę niedoskonałe prace, cenię sobie najbardziej bo są symbolem mojej drogi :) Też jestem sentymentalna, chyba teraz bardziej niż zwykle :) Hormony :)
OdpowiedzUsuńMoże to hormony, może sentyment, a może po prostu większa wrażliwość. A może wszystko naraz ;) Dzięki Judytko :)
UsuńNie domyśliłabym się, że to akryl ;) Bardzo lubię taki biżuteryjny upcykling czy też poprawianie niedoskonałości. Zbyt często przyzwyczajamy się do tego, by otaczające nas rzeczy ( ludzie) byli idealni, a czasem trzeba odpuścić. Nieidealność też jest w cenie ;)
OdpowiedzUsuńCudowne kolczyki, a kolory są fantastyczne!
Masz rację Kajko. Czasami trzeba odpuścić w tym dążeniu do wszelkich ideałów. Życie wówczas jest o wiele prostsze ;) Wielkie dzięki!
UsuńCoś jakby ruszyło na blogu i być może się odczyniły różne blokady. Nie wiem czy rzeczywiście i jeśli tak to czy na dobre czy na chwilę. To piszę, że śliczne :)) Miłego weekendu.
OdpowiedzUsuńDrgnęło, drgnęło i oby już tak zostało ;) Dziękuję Elu :) Buziaki
UsuńSuper są!
OdpowiedzUsuńO tak, pamiętam jak szlifowałam nierówny kaboszon, niestety był z kryształu górskiego i robota była syzyfowa ;)
Dzięki Asiu :)
UsuńMam teraz do oszlifowania rzecz wręcz kosmicznych rozmiarów w porównaniu do kamieni czy kryształków, więc czeka mnie mega syzyfowa robota. Ale jak skończę, to będzie giga satysfakcja ;)
Przeurocze:)Podoba mi się ich kształt i łańcuszkowe dyndadełka, a najbardziej, to jak podkreśliłaś cudny kolor rivoli - bardzo dobrze, że dałaś im szansę:)
OdpowiedzUsuńSą piękne, bardzo subtelne i kobiece!
OdpowiedzUsuń