Wracam po długiej nieobecności, chyba najdłuższej w prowadzeniu bloga, ale jak to mówią, kiedyś musi być ten pierwszy raz ;-).
Przygotowałam dla Was dzisiaj wisior z ważką i naturalną chryzokolą. Szczególny nacisk kładę na słowo "naturalną", bo jak się okazuje, chryzokola nie zawsze jest tym, za co chcieliby niektórzy sprzedawcy, aby uchodziła. Ale o tym za chwilę.
Bardzo lubię naturalne kamienie. Fascynuje mnie nie tylko ich kolorystyka, ale niepowtarzalność wzorów czy też faktura. Lubię też szklane czeskie koraliki Table Cut w kształcie płaskich, okrągłych pastylek z motywem ważki. Ważki to bardzo wdzięczny i efektowny motyw, który świetnie prezentuje się w biżuterii. Uwielbiam też ozdobne metalowe elementy, które mogę połączyć z minerałami. Trzy lata temu (jak ten czas leci!), zaprezentowałam wisiorek Fragaria, w którym użyłam identycznej metalowej obręczy, tylko że w kolorze srebra. Tym razem filigran ma ciepły odcień starego złota, który pięknie harmonizuje z zielenią chryzokoli oraz turkusem pastylki czy taśmy z matowymi cyrkoniami. Wisiorek wykończyłam szklaną kroplą, która idealnie pasuje do chryzokoli, podkreślające jej wzór i kolorystykę. Całość jest bardzo spójna, harmonijna, stonowana, ale jednocześnie tętniąca życiem. Libellula utrzymana jest z wiosenno-letnim klimacie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by nosić ją przez cały rok :-).
Materiały: kaboszon chryzokoli 3 x 2,3 cm, 27 mm metalowy floral w kolorze starego złota, 17 mm Table Cut Dragonfly Coin Bead w kolorze Opaque Light Turquoise Picasso, 16 x 12 mm szklana łezka w kolorze jade dark travertine, 3mm taśma z cyrkoniami w kolorze turkusowym, 4mm kulki hematytu w kolorze starego złota, koraliki Miyuki Delica w kolorze transp.lt topaz gold luster (DB0115), koraliki Toho treasure w kolorze inside color rainbow crystal pale turquoise lined, Toho 11/o w kolorze inside color aqua lt jonquil lined oraz bronze, Toho 15/o w kolorze gold lustered transparent pink. Turkusowy sznurek lakierowany zakończony metalowymi elementami w kolorze starego złota. Wielkość wisiorka ok. 9 x 4 cm.
A teraz parę słów o głównej bohaterce, czyli o chryzokoli.
Ci, którzy śledzą mój fanpage, mieli ostatnio możliwość, zmierzenia się z zagadką, która, jak się okazało, wcale nie była taka prosta. Dlatego dziś, powiem Wam, jak nie dać się nabić w butelkę, kupując chryzokolę ;-).
Te dwa kamienie, które widzicie na zdjęciu poniżej to chryzokole. Tak, tak, oba kamienie!
Ten po lewej, to chryzokola rekonstruowana, czyli zrobiona ze stopionego w wysokiej temperaturze proszku lub drobnych kamieni, które zostają po obróbce naturalnej chryzokoli, poddana dalszej obróbce po powolnym schłodzeniu otrzymanego "kamienia". Jest to pastylka, która kosztowała ok. 3 zł. Tak naprawdę nie wiadomo co tam zostało przemielone i połączone ze sobą, więc z nazwaniem tego czegoś chryzokolą, byłabym bardzo ostrożna.
Ten po prawej to chryzokola naturalna. Po czym ją poznać? Otóż naturalna chryzokola jest zielona, zielononiebieska i niebieska, często osadzona w skale macierzystej (to te bure fragmenty wyglądające jak kamień z pola) i nie jest zbyt tania (mój kaboszon kosztował ok.60 zł). Powinna być też zabezpieczona powłoczką stabilizującą (jak turkus), ponieważ jest bardzo krucha – 2-4 w skali Mohsa. Czasem jest ona przerośnięta z kryształem kwarcu, wtedy można oszlifować je razem, a kwarc niejako „użycza” swojej twardości chryzokoli, dzięki czemu jest ona twardsza i trwalsza. Tak samo działają pozostawione w okazie (zwykle od spodu przy kaboszonach i od środka w koralikach) fragmenty skały macierzystej. Kupując chryzokolę, należy spodziewać się gładkiej, błyszczącej powierzchni – to dzięki stabilizatorowi, którym jest pokryta. W kaboszonach nie powinna dziwić surowa dolna część – szlifierze unikają niepotrzebnej obróbki delikatnych kamieni (czyli tak samo postępują z turkusem i malachitem), więc rzadko się zdarza, że tył jest wypolerowany na błysk. Nie warto narażać bardzo kruchego kamienia na pęknięcie w ostatniej fazie szlifowania, jeśli nie jest ono konieczne. Tak samo naturalną i normalną „skazą” są wspomniane fragmenty kwarcu (czyli występujące miejscowo w kamieniu przejrzystości) i skały macierzystej (czyli naszego „kamienia z pola”). Znacząco obniżają one koszt obróbki minerału, przez co możemy wykorzystać to, po co jubilerzy niechętnie sięgają. Chryzokola nie jest ich ulubionym kamieniem, głównie przez swoją delikatność i częste występowanie wtrętów w skale, ale czasem używają zrobionych z niej kaboszonów. Jeszcze wskazówka przy kupowaniu – jeśli w kamieniu nie ma żadnych ciemnych wtrętów, a nie kosztuje on zbyt wiele, to raczej nie będzie to chryzokola (źródło).
Mam nadzieję, że po tych wszystkich informacjach, którymi Was zasypałam, polubicie chryzokolę i użyjecie jej w swoich projektach. Mimo iż mam już swój chryzokolowo-ważkowy wisior, z pewnością jeszcze sięgnę po ten piękny minerał.
A jeśli chodzi o pastylkę po lewej stronie zdjęcia, to nie przekreślam jej. Choć nie natura ją stworzyła, tylko człowiek, doczeka się ona koralikowej oprawy ;-).
Kochane moje! Dziękuję Wam ogromnie za wszystkie Wasze komentarze i za to, że pomimo mojej długiej nieobecności, licznie do mnie zaglądałyście.
Miło mi również przywitać w moich progach kolejne obserwatorki.
Kończę, bo nazbierało mi się trochę zaległości ;-)
Miło mi również przywitać w moich progach kolejne obserwatorki.
Kończę, bo nazbierało mi się trochę zaległości ;-)
Ściskam Was mocno! Miłego dzionka :-)