Matka Natura nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. To jest po prostu niesamowite, jakie cuda jest w stanie stworzyć. Labradorytów w swojej kolekcji mam wiele. Wiele z cudnych okazów już wykorzystałam w swoich projektach. Tym razem z mojej skrzyni ze skarbami wyjęłam "cukiereczka". To rarytas przez wielkie "R". Kamień sporych rozmiarów, a w jego wnętrzu dzieje się prawdziwa magia. Głęboki intensywny ogień mieni się turkusem, błękitem oraz złotem. Taniec płomieni przecinają ciemne smugi, nadając labradorytowi życia, ciekawości, niepowtarzalności i wewnętrznej tajemnicy. Zresztą. Co ja Wam będę opowiadać?
Labradoryt dostał ode mnie skromną oprawę z koralików w kolorze ciemnego srebra. U dołu dołożyłam ozdobny metalowy element i fasetowaną kroplę cytrynu.
Materiały: 30mm kaboszon labradorytu, koraliki Toho treasure oraz Toho 15/o w kolorze nickel, matalowy element ozdobny w kolorze ciemnego srebra, 10x10mm fasetowane krople cytrynu, metalowe elementy wykończeniowe.
Do wisiorka pasuje para cytrynowych kolczyków. Niewielkie, delikatne, idealnie komponujące się z wisiorkiem.
Dzisiejszy post jest wyjątkowo krótki. Moim skromnym zdaniem, w tym przypadku nadmiar słów jest zbyteczny. Lepiej podziwiać piękno stworzone ręką Matki Natury. Jeśli macie ochotę, to na moim fan page'u znajdziecie filmik pokazujący labradoryt, jeszcze przed oprawą, za to w pełnej krasie. Pozdrawiam Was gorąco i do następnego postu 😊.